
Well... Z tym dniem kojarzy mi sie: Niagara falls, Philladephia, Six flags oraz tysiac innych planow.
"Ostateczna" decyzja: Filadelfia- zapadla w sobote wieczorem.. Wybralysmy sie z Monika do kina na "The roommate" po czym wrocilysmy do domu i poszlysmy spac (tak, tak gadalam do Moniki jeszcze dlugo po tym jak zasnela haha).
6:00 rano pobudka, bylo ciezko. Jak sie tego spodziewalam wyznalam Monice ze maja jechac bezemnie ja zostaje u niej w domu- konretnie w lozku! W ramach ewentualnosci moge poopiekowac sie chlopcem ktory jest poprostu cudowny! Ma na imie chyba Itai (czy jak to sie pisze?).
Tak wiec, szybkie szykowanie sie- sprawdzenie fejsbuka haha, kawka (na podlodze w kuchni wiec i sprzatanie..) ok godziny 8:00 dojechaly do nas Majka, Wiolka i Marlena nie mialysmy wiele czasu tak wiec dziewczyny przesiadly sie tylko do auta Moniki i pojechalysmy...
pytanie dokad?
Pewnie myslicie teraz ze do Philadelphii- zaskocze was. Niedzielny poranek to czas pelen refleksji i analizy wewnetrzbej (haha, co ja gadam?) tak wiec pojechalysmy do Yale w CT. Dziewczyny na poczatku byly na nas zle za zmiane planow bez owczesniejszego powiadomienia ich, aczkolwiek mam nadzieje, ze naprawde spedzily swietny czas (jakim jest w moim odczuciu).
Yale, to swietny uniwersytet. Piekne miejsce, stare budynki, cudowna architektura... miasteczko elfow zatopione w chmurach (mam tu na mysli snieg). Troche czasu poszwedalysmy sie po campusie robiac zdjecia doslownie z wszystkim (haha, nie wyobrazicie sobie min studentow patrzacych na nas robiacych sobie zdjecia z mapa czy smietnikiem ;D), kupilysmy na szybko pamiatki i musialysmy uciekac gdyz w drodze do New Heaven w naszych planach pojawil sie... tak! Nikt inny jak sam Boston i Harvard.
Realizujac zalozenia, postawione jeszcze w stanie Nowy York wsiadlysmy w nasza torpede i kontynuowalysmy podroz do Massachusetts.
Do miasta wjechalysmy od dupy strony, mialysmy niewiele czasu, ale cos jednak dziewczeta zobaczyly min chatke przyrody i pogody na long wharf hahaha :D
Szybki lunch na quincy markecie, chwilka szwedania sie po okolicy, tysiac zdjec i kolejny powrot do auta co by pojechac na Harvard.
Harvard, najlepszy uniwersytet na swiecie. Piekne miejsce, urokliwe podobnie jak i Yale.
Oczywiscie mialysmy bardzo malo czasu- niestety musialysmy wracac do domu...
Nie, nie, nie.
To nie koniec przygody.
Wiolka, Majka i Marlena mialy podwiesc mnie na manhattan- w koncu nastepnego ranka zaczynalam prace a tu co? GPS mowi "sorrki, jest za pozno, za zimno, nie chce mi sie dzialac.."
Napisalam szefowej SMSa ze samochod sie zepsol (lepsze klamsto niz napisac ze nie wiedzialam w ktora strone do domu :D) i tym sposobem wywalczylam wolny poniedzialek i nocke u Majki w lozki z Rastim :D haha :)))
ok the end spac mi sie chce!