wtorek, 22 lutego 2011

Yale-Boston-Harvard


Ostatni weekend spedzilam dosc intensywnie, sobota kilka spotkan min. interview i spotkanie z Aska i Pawla gdzies na Manhattanie. Po poludniu pojechalam do Moniki do fairlawn w NJ gdyz na nasteony dzien planowalysmy opuscic okolice.

Last Sunday...
Well... Z tym dniem kojarzy mi sie: Niagara falls, Philladephia, Six flags oraz tysiac innych planow.
"Ostateczna" decyzja: Filadelfia- zapadla w sobote wieczorem.. Wybralysmy sie z Monika do kina na "The roommate" po czym wrocilysmy do domu i poszlysmy spac (tak, tak gadalam do Moniki jeszcze dlugo po tym jak zasnela haha).
6:00 rano pobudka, bylo ciezko. Jak sie tego spodziewalam wyznalam Monice ze maja jechac bezemnie ja zostaje u niej w domu- konretnie w lozku! W ramach ewentualnosci moge poopiekowac sie chlopcem ktory jest poprostu cudowny! Ma na imie chyba Itai (czy jak to sie pisze?).
Tak wiec, szybkie szykowanie sie- sprawdzenie fejsbuka haha, kawka (na podlodze w kuchni wiec i sprzatanie..) ok godziny 8:00 dojechaly do nas Majka, Wiolka i Marlena nie mialysmy wiele czasu tak wiec dziewczyny przesiadly sie tylko do auta Moniki i pojechalysmy...
pytanie dokad?
Pewnie myslicie teraz ze do Philadelphii- zaskocze was. Niedzielny poranek to czas pelen refleksji i analizy wewnetrzbej (haha, co ja gadam?) tak wiec pojechalysmy do Yale w CT. Dziewczyny na poczatku byly na nas zle za zmiane planow bez owczesniejszego powiadomienia ich, aczkolwiek mam nadzieje, ze naprawde spedzily swietny czas (jakim jest w moim odczuciu).
Yale, to swietny uniwersytet. Piekne miejsce, stare budynki, cudowna architektura... miasteczko elfow zatopione w chmurach (mam tu na mysli snieg). Troche czasu poszwedalysmy sie po campusie robiac zdjecia doslownie z wszystkim (haha, nie wyobrazicie sobie min studentow patrzacych na nas robiacych sobie zdjecia z mapa czy smietnikiem ;D), kupilysmy na szybko pamiatki i musialysmy uciekac gdyz w drodze do New Heaven w naszych planach pojawil sie... tak! Nikt inny jak sam Boston i Harvard.
Realizujac zalozenia, postawione jeszcze w stanie Nowy York wsiadlysmy w nasza torpede i kontynuowalysmy podroz do Massachusetts.
Do miasta wjechalysmy od dupy strony, mialysmy niewiele czasu, ale cos jednak dziewczeta zobaczyly min chatke przyrody i pogody na long wharf hahaha :D
Szybki lunch na quincy markecie, chwilka szwedania sie po okolicy, tysiac zdjec i kolejny powrot do auta co by pojechac na Harvard.
Harvard, najlepszy uniwersytet na swiecie. Piekne miejsce, urokliwe podobnie jak i Yale.
Oczywiscie mialysmy bardzo malo czasu- niestety musialysmy wracac do domu...

Droga do Fair Lawn minela szybko na rozmowach i wyglupach, weekend zaliczam absolutnie do tych udanych.

Nie, nie, nie.
To nie koniec przygody.
Wiolka, Majka i Marlena mialy podwiesc mnie na manhattan- w koncu nastepnego ranka zaczynalam prace a tu co? GPS mowi "sorrki, jest za pozno, za zimno, nie chce mi sie dzialac.."

2h krecilysmy sie po nj i ny. wyjezdzalysmy z nj znak "welcome in ny" i za 5min znow "new jersey welcomes you" w koncu po nieudolnych probach udalo sie dotrzec... nie! nie na manhattan, bo nikt nie wiedzial w ktora strone to zreszta dziewczyny baly sie zgubic droge do domu. Nie mialam wyjscia musialam pojechac do Westchester :)
Napisalam szefowej SMSa ze samochod sie zepsol (lepsze klamsto niz napisac ze nie wiedzialam w ktora strone do domu :D) i tym sposobem wywalczylam wolny poniedzialek i nocke u Majki w lozki z Rastim :D haha :)))

ok the end spac mi sie chce!


środa, 16 lutego 2011

Swierk! Zglos sie! ;)



Uhu. uhu.
Oto Monika, Monika dziewczyna ratownika.
Monika cpun.
Monika bezdomniec.
Monika Nowojorsko-sobotnionocny bezdomnik (ktory tula sie ze mna po imprezie do rana po miescie)
Monika, Monika!
I'm talking to you TOO!


hahah ;*

poniedziałek, 14 lutego 2011

Nie mam o czym pisac zyje rutyna.
Zeszla sobote jak zwykle spedzilam w klubie, kopnal mnie nie lada zaszczyt bo spotkalam tam Majke i Ewe z forum;) Dziewczyny dalyscie czadu haha ;)
Niedziela krok ku "lepszej stronie", ale o tym narazie Ciii...
Tak wiec nadszedl kolejny poniedzialek ktory spedzilam w pracy ojacie ale gadam glupoty.
koncze.

A zdjecia jakies smieciowe z telefonu ;d
















poniedziałek, 7 lutego 2011

La Pomme!

Faaaaaak, napisalam notke i ja usunelam- debil.

Zeszly tydzien w koncu sie skonczyl- z ekscesami, ale sie skonczyl...
upragniony weekend spedzilysmy w Polsko-Niemiecko-Austriacko-Amerykanskim gronie.
Pre party with nieghbours which "already moved it! MOVED IN! NEXT DOORS" hahaha :)
i glowny cel- La Pomme, co tu duzo mowic, bylo jak zawsze, dobrze. :)

ahh... byle do nastepnego weekendu.
I do jutra, ale o tym Ciii... :)

Tonight we’re going hard
Just like the world is ours
We’re tearin’ it apart
You know we’re superstars
We are who we are!







środa, 2 lutego 2011

Ej sorry padal w nocy snieg?



Ludzie, czy moze mi ktos powiedziec czy padal w nocy snieg?
Od poczatku.
Ostatnio przezywam niezwykle zakrecony czas, ktory mozna sprecyzowac bardzo prosto slowami: dziecko, praca, snieg i weekend.
Po kolei.
Dziecko:
Dziewczynka, ktora sie opiekuje jest zmienna jak pogoda. 10 letnia "Zosia". Niekiedy dziecina do rany przyloz, czasem wredna mala malpa.
Nie przesadzam.
W zeszlym tygodniu odebralam ja ze szkoly o cale 5 minut za wczesnie ze wzgledu na wizyte lekarska.
Oh! Nie mozecie [!] sobie wyobrazic awantury jaka rozpetala sie miedzy nia a mna, nia a jej matka, jej matka a mna- w miedzy czasie z kotem i z Paulina.
Uslyszalam od niej ze rujnuje jej kariere naukowa, zabierajac 5min lekcji.
Taka juz ta nasza praca niewdzieczna.
Praca:
Wchodze usmiechnieta, wychodze jeszcze bardziej myslac "uhu! przezylam kolejny dzien mniej dni do weekendu!"
Snieg:
Dlaczego jest go tu tak duzo?? I hate it! Ze sniegiem wiaze sie wiele ciekawych histori (jak i tych mniej ciekawych, aczkolwiek streszcze tylko jedna).
Wczoraj (wtorek) Zosia miala mecz koszykowki na 115st i 5av. (tak, tak slynny Harlem), po szkole odebralam ja z jej matka ktora zabrala plecak i lunch bag a my udalysmy sie prosto na autobus.
Autobus ktory nie przyjechal. 5 min... 10min... 30... 200000!!!
W koncu mala ksiezniczka stweirdzila ze zyczy sobie pojechac taxowka, sprawdzilam w jej torbie, ze matka dala nam tylko 10$ wiec jasna rzecz [!] nie starczylo by nam do 115.
Ksiezniczka sie rozplakala wiec zlapalam taxe zeby pokazac jej jak znikoma jest jej wiedza o swiecie myslac ze taksowkarz przewiezie ja ponad 90 ulic za 10$. Ph!
Starczylo nam do 60 ulicy i park av. Dalam driverowi 10$, wysiadlam Sophs ryczala, klucila sie z matka przez tel i ze mna a ja sie smialam ( bo w sumie zabawne to dla mnie bylo).
W koncu ku mojemu zaskoczeniu taksowkarz zawolal mnie i powiedzial, ze zawiezie nas za darmo!!!!
Impossieble is nothing.
i stalo sie...
biegnac do 5 av wywinelam tzw. orla. przewrocilam sie i nie moge chodzic, co najwyzej kustykam w niedalekie odleglosci.
Dzis wzielam wolne w pracy... po poludniu szpital. ah! juz mnie kieszen boli.
Weekend:
Weekendy to jak juz wspomnialam najciekawsza czesc zycia w NYC.
I uwierzcie mi, ale nie tylko imprezy. Naprawde.
Dla przykladu w zeszly weekend odwiedzilam z panna Monika Museum of Natural History.
Polecam!!!

Koncze bo pisze bzdury!!!

PS: O snieg pytalam bo musze isc do CVSu po bandzac a nie umiem odslonic rolet zeby sprawdzic czy padal snieg ;) hah

Museum of Modern art (b. polecam. W side przy central parku ok 80 st nie pamietam gdzie dokladnie ;p)


Wietrzny subway ;) z Moniczka:P

Empire state w chmurach <3