piątek, 18 marca 2011

tak, tak 23*C :)


Jestem przesladowana przez dziwne mysli. Wciaz sie zastanawiam co by bylo gdyby mnie tu nie bylo... Dzis wzdychalam do zdjec kosciola z mojej malej polskiej wioski... szkoly... nigdy nie myslalam, ze bedzie brakowalo mi tego w tak duzym stopniu.
Dzis zakonczylam jakby jeden z rozdzialow mojego zycia pt. Rose.

Piatek ostatni dzien w pracy... od przyszlego tygodnia kolejne zmiany, moze to bedzie mialo na mnie jakis pozytywny wplyw i przezyje do sierpnia-wrzesnia (mojego powrotu).

A wracajac do rzeczy przyziemnych... Piatek byl naprawde pieknym dniem, sloneczko grzalo temperatura powietrza 23*C pieknie poprostu... W pracy czas zlecial szybko, mloda byla grzeczna po szkole wyszla z kolezankami, pozegnalysmy sie- ah nie lubie takich rzeczy.
Przyszla tez znajoma z Ella (1,5) moim wskaznikiem jaka duza jest teraz moja Antosia, dziewczynki sa w podobnym wieku...
Korzystajac z pogody po pracy pojechalam na 86 ulice spotkac Ize... nie moglysmy sie odnalesc, ale w koncu po dlugich poszukiwaniach odnalazlysmy sie i ruszylysmy na nasz dlugi spacer po central parku i midtown. Jednym z punktow, ktore "zaliczylysmy" bylo kino amc gdzie obejrzalysmy red ridding hood (polecam, oczywiscie.)jako anegdote z naszej wyprawy do kina mozna uznac fakt, ze utknelysmy w szybie przeciwpozarowym z ktorego ocalil nas pan windziarz, dzien bez odwalenia czegos glupiego bylby najwidoczniej dniem straconym.
Tak, wiec ave 23*C!

Piatkowy wieczor minal bardzo szybko, ale jak wiadomo co dobre szybko sie konczy.

Zobaczymy co przyniesie sobotnia noc.


poniedziałek, 14 marca 2011

Mijaj czasie

Poprzednim razem usunela mi sie notka, postanowilam wiec edytowac post i rzecz w koncu cos dluzszego znizeli czynilam do tej pory ;)

Tak wiec ostatnie tygodnie mijaly dosc po woli... Z kazdym dniem brakuje mi coraz bardziej kraju lat dziecinnych. Moge przyznac ze jezeli ktos dalby mi bilet Ny->Warsaw z jutrzejsza data wykorzystala bym go. Niestety postanowilam stawic czola tesknocie i siedze wciaz w Nowym Jorku. Brzmi to dziwnie.
Jest w NY i marudzi... New York City to naprawde piekne miejsce, w ktorym nawiazalam wiele przyjazni... Ale czymze jest piekno miejsca kiedy serce rwie sie do czegos innego?
Spedzilam tu pol roku i nie zaluje... Wyczekuje tylko z wytesknieniem sierpnia i dnia w ktorym pozegnam sie z tym miejscem (wcale, nie marze o tym aby na zawsze).
Moja sytuacja mieszkaniowa jest ciezka- wiec mozliwe ze moj sceptyzm zawdzieczamy temoz.. okaze sie w przyszla srode gdyz zmieniam lokalizacje- jezeli moje nastawienie polepszy sie oznaczalo to bedzie ze humor moj spowodowany byl znajodowaniem sie w nieodpowiednim miejscu.
Staram sie zyc od weekendu do weekendu. Poprzedni weekend spedzilam z Monika w miescie, bylo milo, szwedalysmy sie bo Wiliamsbridge udalysmy sie na pyszny polski dinner, Queens plaza, Union square, East Village, preparty na Lex, La Pomme (to akurat nie byla najlepsze czesc wieczoru), McVip ;) dzien zlecial...
Z zabawniejszych czesci mojego zycia... Z soboty na niedziele w USA odbyla sie zmiana czasu z zimowego na letni a ja przestawilam zegarek w zla strone i zastanawialam sie pol nocy z monika jakim cudem z 26 ulicy na 40 szlysmy 2 godziny ;) haha....

to tyle na dzis!









środa, 2 marca 2011

kupa.

Mam dosc. Totalnie dosc.

USA- to, to o czym marzylam, marzenie spelnilam i spedzam tu naprawde swietny czas.

Sa jednak momenty, ze oddala bym wszystko zeby znalesc sie w Polsce. Jeden z tych momentow jest wlasnie teraz. Marze tylko o jednym, znalesc sie w swoim domu. Snilo mi sie dzis, ze wchodze po schodach do domu, mijam korytarz, wchodze do kuchni gdzie jest cala moja rodzina. Nie ma jakiegos wow, Marysia wrocila- w moim snie Marysia nigdy nie wyjechala i jest szczesliwa.
Nie musi znosic p. M. i innych ludzi...

ale przeciez kazdy ma gorsze momenty w zyciu...