poniedziałek, 14 marca 2011

Mijaj czasie

Poprzednim razem usunela mi sie notka, postanowilam wiec edytowac post i rzecz w koncu cos dluzszego znizeli czynilam do tej pory ;)

Tak wiec ostatnie tygodnie mijaly dosc po woli... Z kazdym dniem brakuje mi coraz bardziej kraju lat dziecinnych. Moge przyznac ze jezeli ktos dalby mi bilet Ny->Warsaw z jutrzejsza data wykorzystala bym go. Niestety postanowilam stawic czola tesknocie i siedze wciaz w Nowym Jorku. Brzmi to dziwnie.
Jest w NY i marudzi... New York City to naprawde piekne miejsce, w ktorym nawiazalam wiele przyjazni... Ale czymze jest piekno miejsca kiedy serce rwie sie do czegos innego?
Spedzilam tu pol roku i nie zaluje... Wyczekuje tylko z wytesknieniem sierpnia i dnia w ktorym pozegnam sie z tym miejscem (wcale, nie marze o tym aby na zawsze).
Moja sytuacja mieszkaniowa jest ciezka- wiec mozliwe ze moj sceptyzm zawdzieczamy temoz.. okaze sie w przyszla srode gdyz zmieniam lokalizacje- jezeli moje nastawienie polepszy sie oznaczalo to bedzie ze humor moj spowodowany byl znajodowaniem sie w nieodpowiednim miejscu.
Staram sie zyc od weekendu do weekendu. Poprzedni weekend spedzilam z Monika w miescie, bylo milo, szwedalysmy sie bo Wiliamsbridge udalysmy sie na pyszny polski dinner, Queens plaza, Union square, East Village, preparty na Lex, La Pomme (to akurat nie byla najlepsze czesc wieczoru), McVip ;) dzien zlecial...
Z zabawniejszych czesci mojego zycia... Z soboty na niedziele w USA odbyla sie zmiana czasu z zimowego na letni a ja przestawilam zegarek w zla strone i zastanawialam sie pol nocy z monika jakim cudem z 26 ulicy na 40 szlysmy 2 godziny ;) haha....

to tyle na dzis!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz